Fragment wywiadu, przeprowadzonego przez dr. A. Zarzyckiego z płk. poż. w stanie spocz. Władysławem Pilawskim (1913-2017), organizatorem poznańskiej straży pożarnej po II wojnie światowej; 2009 r.
– Panie Pułkowniku, powróćmy jeszcze do poznańskiej Zawodowej Straży Pożarnej; Pan znał przecież większość jej komendantów. Którzy więc szczególnie się dla niej zasłużyli?
(…) wymieniłbym Kiedacza, choć miał on pewne trudności z zaklimatyzowaniem się w Poznaniu. Wcześniej był naczelnikiem Straży Pożarnej w Rzeszowie i zgłosił swoją kandydaturę na objęcie stanowiska naczelnika Straży Pożarnej w Poznaniu, tak jak i wybitny specjalista, inż. Tuliszkowski. Kiedaczowi w uzyskaniu stanowiska pomógł zapewne jego brat (Mikołaj Kiedacz – przyp. PS), który pełnił już wówczas funkcję wiceprezydenta miasta Poznania.
Kiedacz miał pewne trudności w prowadzeniu poznańskiej straży, przede wszystkim brakowało mu fachowego wykształcenia, nie był oficerem i trochę był człowiekiem konfliktowym. Kiedy Związek Straży Pożarnych ustalił wymagania, że każdy z kadry kierowniczej straży musi mieć odpowiednie wykształcenie pożarnicze, oficerskie, tj. przynajmniej skończony 3-miesięczny kurs w tym zakresie, to Kiedacz się nie zgłosił, aby podnieść swoje kwalifikacje i nie posiadał żadnego stopnia. Później doszło więc do konfliktu między Związkami Straży Pożarnych, który nie uznawał jego kompetencji, m.in. w Kalendarzu Strażackim nie wykazywano wśród wszystkich naczelników straży jego nazwiska. W późniejszym okresie Kiedacz z kolei ciężko chorował i to zapewne spowodowało, że był bardzo nerwowy i nie wykorzystywał takich możliwości, jakie istniały, aby zwiększyć stopień wyposażenia straży w sprzęt, a zwłaszcza w nowoczesne samochody pożarnicze. Ale tu na usprawiedliwienie trzeba powiedzieć, że i ówczesne władze Poznania nie przywiązywały większej wagi do problemów straży. Zresztą on miał nawet trudności dostania się do prezydenta, bo w Poznaniu – z ramienia prezydenta – zarządzał strażą radca, w tym czasie Nowicki, który być może należycie nie informował o sytuacji straży władz miasta.
Na pewno błędem ze strony Kiedacza było też to, że jak już chorował, nie starał się o zastępcę. Dopiero w 1936 r. zatrudniono w Poznaniu Czapskiego, jako zastępcę komendanta, który skończył kurs oficerski i miał odpowiednie kwalifikacje. I on jako pierwszy sporządził raport o stanie ochrony przeciwpożarowej bardzo krytyczny i przedstawił wnioski w celu poprawy tego stanu rzeczy.